piątek, 12 grudnia 2008

W mojej pracy zawodowej bardzo często rozmawiam z różnymi psychologami, terapeutami. Kiedyś bardzo przeceniałam tych specjalistów. Wydawało mi się, że jeśli ktoś zostaje terapeutą to dlatego, że chce pomagać ludziom, sam jest stabilny psychicznie, ma szeroką wiedzę i dystans do świata. Kolejny raz okazało się w moim życiu, jak bardzo przeceniam wykształcenie. Już na studiach mieszkałam ze studentką psychologii UJ, wcześniej studiowała filozofię, ale po detoksie zmieniła kierunek. Na dyplomie ma ocenę bardzo dobrą, za sobą różnorakie doświadczenia, leczenie, uzależnienie, prostytuowanie, kłopoty z osobowością....Jednym słowem zna problemy swoich dzisiejszych pacjentów nie tylko z teorii:-)).
Dzisiaj mam za sobą doświadczenia z kilkunastoma specjalistami, głównie na kursach i indywidualnych rozmowach o wychowankach, a także trzech biegłych sądowych. Mój idealny terapeuta, z którym miałam styczność, to kobieta z wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi po nadużyciach. Neutralna w odbiorze, bez negatywnego nastawienia do świata i ludzi. Nie ocenia, nie nakazuje, nawet nie sugeruje gotowych rozwiązań. Swoje myśli i spostrzeżenia przemyca w przykładach z życia, jednocześnie nie oceniając ich. Według mnie nie ma rzeczy oczywistych, wszystko co dotyczy życia ma wiele odcieni. Nawet nadużywających swe dzieci rodziców nie da się ocenić nie patrząc przez pryzmat ich często traumatycznej historii, której konsekwencją były te straszne i godne potępienia czyny. To właśnie ten terapeuta uświadomił mi że każdy z nas w "sprzyjających okolicznościach" mógłby zostać takim zwyrodnialcem. Pochodzimy od zwierząt, jesteśmy bardzo ich blisko, tylko nie każdy może to przyjąć, pogodzić się z tą myślą. Lepiej sądzić że ulepiono nas z żebra:-))), a nad nami czuwa i kieruje wielki, który bierze całą odpowiedzialność za nasze czyny. Rozumię to, słabe jednostki, muszą mieć winnego i kogoś do kogo będą mogły się zwrócić, gdy nic już nie zostanie, aby nie stracić nadziei:-))).

piątek, 7 listopada 2008

Publikowany cytat pozwoliłam sobie zaczerpnąć z jednej z wypowiedzi moich szacownych koleżanek biorących udział w dyskusji na Forum o FAS i Rodzinnej Opiece Zastępczej w której też biorę czynny udział.

"FAS czyli Fetal Alcohol Syndrome (alkoholowy zespół płodowy) może być jednym z czynników powodujących odrzucenie dziecka przez rodziców czy to biologicznych czy w rodzinnych formach zastępczych w tym adopcji. Jednym z czynników odrzucenia, ponieważ problem jest wiele bardziej złożony i zawsze należy rozpatrywać problem odrzucenia dziecka uwzględniając czynniki biologiczne ( choroby , uszkodzenie mózgu …), społeczne ( zaniedbania środowiskowe , materialne…),psychologiczne ( w tym choroby psychiczne, niemożność radzenia sobie z problemami depresja…) itp… jest płodowy zespół alkoholowy FAS. Alkoholowy zespół płodowy to inaczej mówiąc trwałe uszkodzenie centralnego układu nerwowego działaniem alkoholu na płód w okresie prenatalnym dziecka. Kobieta spożywała napoje alkoholowe w okresie ciąży. Często dochodzi do uszkodzenia płodu po przez spożycie alkoholu ( może to być nawet jedna lampka wina, ponieważ nie wiemy jaka jest bezpieczna dawka alkoholu spożywana w okresie ciąży) w okresie kiedy kobieta jeszcze nie wie, że jest w ciąży, a wiec problem nie dotyczy tylko kobiet i rodzin dysfunkcyjnych, patologicznych , ale każdego z nas. Dlaczego tak się dzieje. Dlatego ,że od momentu zapłodnienia mamy bardzo szyki rozwój komórek. Trudno to sobie wyobrazić, ale w momencie poczęcia wszystkie cechy człowieka zostają ściśle określone i od pierwszego podziału zapłodnionej komórki jajowej do końca życia ta sama informacja będzie przekazywana komórkom potomnym. Każda z nich będzie miała zarówno cechy gatunkowe jak i te charakterystyczne tylko dla jednostki. Cykl życia trwa od poczęcia do śmierci i jest jednością. Im wcześniejszy etap rozwoju, tym szybsze tempo przemian. W wyniku tych zmian powstaje nowy organizm o mózgu zbudowanym z 12 miliardów komórek, między którymi istnieją miliony ciągle zmieniających się połączeń. Rozwój dziecka przed urodzeniem jest procesem celowych zmian, które, zaprogramowane genetycznie, są również zależne od wpływów wewnętrznych i zewnętrznych na organizm matki. Pierwszy trymestr to okres najbardziej intensywnego rozwoju. Z zapłodnionej komórki jajowej powstaje nowa istota ludzka, która pod koniec trzeciego miesiąca przypomina wyglądem miniaturowego człowieka i ma wszystkie, funkcjonujące już, podstawowe narządy wewnętrzne. Tempo tworzenia się komórek nerwowych jest imponujące: kilka tysięcy nowych neuronów przybywa co minutę w drugim, a co sekundę w trzecim miesiącu życia. Następuje ich przemieszczanie i różnicowanie. Dla matki jedyną oznaką istnienia dziecka są na tym etapie zmiany w jej samopoczuciu fizycznym i psychicznym. Te najwcześniejsze sygnały płynące od dziecka są nazywane dolegliwościami pierwszego okresu ciąży. Matka skupia się bardziej na sobie i na tym, że rozpoczął się dla niej stan zwany ciążą, niż na rozwijającym się dziecku. W czasie pierwszego miesiąca powstają zawiązki poszczególnych układów. Już trzynastego dnia tworzą się zawiązki układu nerwowego, a dziewiętnastego dnia powstaje cewa nerwowa złożona z pierwotnych neuronów, z której rozwinie się rdzeń kręgowy i nerwy obwodowe. W tym czasie tworzą się też oczy i dwudziestego ósmego dnia można rozpoznać soczewkę oka. Już dwudziestego pierwszego dnia rurkowate serce pompuje krew. Te pierwsze ruchy są wyrazem ogólnej zasady rozwojowej: nie ma struktury bez funkcji. Ruch zawiązków narządów doskonali ich strukturę, sam się doskonaląc. Jednocześnie tworzy się zamknięty system naczyń krwionośnych serca. Wtedy też powstają pierwsze komórki ośrodkowego układu nerwowego i 3 pierwotne pęcherzyki mózgowe oraz zaczątki 33 kręgów. W czwartym tygodniu pojawiają się zawiązki nerek, wątroby, trzustki, pęcherzyka żółciowego, żołądka, jelit, płuc, tarczycy, kończyn, oczu, uszu i nosa, otworu ustnego oraz zaczątki 40 par mięśni położonych wzdłuż osi ciała. Komórki płciowe z woreczka żółciowego przenoszą się do grzebienia płciowego, gdzie powstaną z nich jajniki lub jądra. Pod koniec pierwszego miesiąca dziecko ma kształt ok. 4-milimetrowej laski, okolica głowy i mózgu jest wyraźnie zarysowana. Widzimy jak szybkie jest tępo rozwoju płodu – nie mnożę już w tym momencie mówić jak o komórkach , ale jak o istocie ludzkiej. Jak pisałam wyżej rozwój płodu zależy nie tylko od czynników wewnętrznych , ale i zewnętrznych. Alkohol powoduje więcej szkód i uszkodzeń niż narkotyki, papierosy. Powoduje obumieranie komórek , zaburzenia migracyjne ( jak widzimy wyżej wszystkie komórki musza pasować do siebie jak puzzle danej układanki – wynika to z materiału genetycznego.). Alkohol powoduje ,że tak się nie dzieje. Skutkiem spożywania alkoholu w okresie prenatalnym jest FAS/FAE. FAS jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym. U noworodków z FAS zaraz po urodzeniu są widoczne skutki działania alkoholu . Noworodki maja kłopoty ze snem i czuwaniem a więc ich cykl naprzemiennego cyklu snu i czuwania jest zaburzony. Zewnętrzne objawy FAS to między innymi zmarszczka natkana, opadanie powieki, małoocze i zez. Często mają nieprawidłowy zapis EEG , mają słabo rozwinięty odruch ssania oraz inne odruchy. Występują u noworodków częste trudności adaptacyjne, które świadczą o dysfunkcji ośrodkowego układu nerwowego. Często miewają wydłużony czas reakcji na bodźce. Uszkodzona jest nie tylko struktura , ale i funkcje mózgu ( niedorozwój lub brak ciała modzelowatego, spoidło wielkie, płaty czołowe, hipokamp, móżdżek, jadra podkorowe, alkohol hamuje procesy powstawania, migracji, i różnicowania neuronów astrocytów). Dzieci z FAS maja trudności z przyswajaniem i przetwarzaniem, zapamiętywaniem informacji, rozwiązywaniem i właściwą oceną problemów, kłopoty z mową i koncentracją uwagi, planowaniem, nie kojarzą faktów. Żyją „ tu i teraz „, ponieważ nie istnieje dla nich jutro, poczucie czasu czy zmiany klimatyczne, wiąże się to z zaburzonymi i uszkodzonymi receptorami czucia. Działają impulsywnie, nie znają wartości pieniędzy . Spożywanie nawet niewielkiej ilości alkoholu w okresie ciąży może być przyczyna wad serca ( ubytki przegród komorowych i przedsionkowych) oraz uszkodzić wątrobę, jelito cienkie. Drastycznymi następstwami działania alkoholu na płód może być nagły zgon , poród przedwczesny, poronienie samoistne. Mniej drastyczne następstwa zostały zaliczone do FAS i FAE. Zespół FAE występuje znacznie częściej lecz jest mniej rozpoznawalny, ponieważ dotyczy głównie zaburzeń psychicznych, nieprawidłowości w rozwoju neurologicznym, zaburzenia czynności poznawczych i zachowania bez charakterystycznych dysfmorfii twarzy i wad wrodzonych. Alkoholowy Zespół Płodowy obciąża emocjonalnie i społecznie matkę dziecka, która albo nie wiem co dzieje się z jej dzieckiem ( dziecko nie chce pić mleka, jest nerwowe płacze …) , albo żyje w ogromnym poczuciu winy. Często matka ( rodzic zastępczy, adopcyjny…) przeżywa poczucie wypalenia i bezradności wynikającej z nieskuteczności stosowanych wobec dzieci metod wychowawczych. Ma to oczywiście ogromny wpływ na całą rodzinę. To wszystko prowadzi do depresji, dysfunkcji, patologii i w konsekwencji do odrzucenia dziecka. Bardzo ważne jest zrozumienie problemu i objecie wsparciem i pomocą rodziny. Ogromna role odgrywa pielęgniarka położna, która powinna być bardziej dociekliwa i wnikliwa dlaczego dziecko np. nie chce ssać, dlaczego dziecko ma problemy ze snem itp… Kolejna bardzo ważna rzecz – FAS jest trwałym uszkodzeniem mózgu – 100 % abstynencja daje pewność ,że dziecko urodzi się zdrowe bez ekspozycji alkoholu na płód w okresie prenatalnym. Apel: planujesz zajść w ciążę, istnieje prawdopodobieństwo ,że jesteś w ciąży, jesteś w ciąży nie pij!!! Widzisz ciężarną pijącą zareaguj!!! Dostrzeżesz problem, nie potępiaj, nie oceniaj nie krytykuj – otocz należytym wsparciem i pomocą !!!"
Problem leży w braku edukacji wśród młodzieży, kobiet, lekarzy, ogólnie całego społeczeństwa. Jak walczyć z tymi brakami...nie wiem. Pamiętam że jak byłam w ciąży jeden z członków mojej rodziny proponował mi "setkę" na ból zęba, tłumacząc że tabletka zaszkodzi, a alkohol nie , dzidziuś tylko będzie spokojniejszy :-((. Jak radzić sobie z ignorancją samych lekarzy, którzy przed porodem proponują spożyć kieliszek czerwonego wina na rozluźnienie mięśni.
Gdy moje znajome z Fundacji "Dom" chciały edukować młode dziewczyny w gimnazjum i informować o szkodliwym wpływie alkoholu na płód napotkały niezrozumiały opór, a nawet protest. Ale jak mamy się dziwić tym młodym dziewczynom, skoro środowiska feministyczne abstynencje w czasie ciąży uważają za odbieranie im wolności obywatelskiej. Ja pytam: "A gdzie wolność tego dziecka, które będzie kaleką do końca życia?" Sama wychowuję troje takich dzieci i wiem, widzę codziennie, jaką krzywdę wyrządziła im mama. Nigdy nie będą w pełni samodzielne, i to jej wybory to spowodowały.


Sama zastanawiam się, czy za takie świadome działanie na szkodę własnego dziecka nie powinno być kary?? Czy prawo nie powinno uwzględniać tago w swoim kodeksie??
Obiecałam sobie, że o problemach zawodowych nie będę tu pisać, ale myślę że trzeba o tym mówić, pisać i głosić ile tylko się da.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Godnie odejść- marzenie.

Dzisiaj byłam uśpić mojego czteromiesięcznego, chorego na porażenie mózgowe kota. Podobno, tak twierdzi vet, porażenie nastąpiło wskutek niedotlenienia mózgu powstałego podczas przedłużającego się porodu naszej kotki. Jego skutki były nieuchronne i przy moich 2 psiakach prowadziły do tragicznej śmierci kici. Kotek najpierw dostał "głupiego jasia", później dosercowy zastrzyk z trucizną. Spał smaczniutko, a jego małe serduszko przestało bić. Straszne ale cudowne zarazem. Był chory, cierpiał coraz bardziej....
Tak sobie myślę, dlaczego my jako istoty wyższego rzędu nie mamy takiego wyboru. Świadomi, wykształceni nie możemy zdecydować o własnym losie. Gdy czasem wiemy ze śmierć nadchodzi nieubłaganie, zanim przyjdzie musimy przebrnąć przez nieludzkie męczarnie. Czy to czyni nas bardziej człowiekiem??? Mam ogromne wątpliwości. Owszem, cierpienie jest nierozerwalną częścią naszego jestestwa, i wtedy gdy jest jakaś nadzieja na "inne jutro" ma ono jakiś sens. A co gdy nie ma tej nadziei??

Ja jako liberalna dusza nie mogę się pogodzić z tym, że czyjeś przekonania, wiara, polityczne względy odbierają mi prawo wyboru. I choć uwielbiam życie i jego przeciwności nie rozumie dlaczego, kiedy nadejdzie kiedyś taki moment, nie będę mogła odejść z godnością.

sobota, 9 sierpnia 2008

Samotna wizja przyszłości,

Dzisiaj zaczęłam się zastanawiać, czy to że czuje się wciąż młoda jest dla mnie korzystne. Mam trzydzieści lat i nie zauważyłam kiedy minęły mi ostatnie dziesięć. Wciąż chciałabym się ubierać i zachowywać, tańczyć w deszczu, chodzić boso, jak dwudziestolatka i jedynie obawa przed szyderstwem otoczenia i samokrytyka mnie zatrzymuje. Na pewno towarzystwo wielu trzydziestolatek, bez pasji, zaangażowania w cokolwiek, tłuściutkich mamuś, z tipsami i wiecznymi pretensjami do całego świata, nie odpowiada mi....nudzę się, brak nam wspólnych tematów. Czy to źle?? Zaczęłam mieć ostatnio wątpliwości. Jeżdżę na rolkach , rowerze, ćwiczę aerobik, otaczają mnie sami młodzi ludzie, i nie wynika to z mojego wyboru. Paniusie źle się czują w moim towarzystwie, a ja w ich. Cięgla paplanina o fizyczności, zbędnych kilogramach i ciuchach nudzi mnie niestety. Niestety, bo otaczając się młodymi ludźmi narażam się na szyderstwo i śmieszność, zarówno starszego jak i młodszego pokolenia. Dziś mój młody przyjaciel powiedział, że stara będę dopiero po pięćdziesiątce. Niestety, chyba nie miał racji. Myślę że mając nawet siedemdziesiąt i więcej lat, podobnie jak mój ojciec,nie nauczę się narzekania i negatywnego postrzegania własnego jestestwa, taka już umrę. Wciąż będę szybciej się ruszać niż powinnam, więcej robić niż powinnam, mniej sypiać niż powinnam, bardziej kochać niż powinnam po tylu latach bycia ze sobą. To mój dar i przekleństwo zarazem. Dla starych za młoda a dla młodych żałosna, taki już mój los, moja karma.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Fascynująca mowa ciała.


Od zawsze fascynowała mnie "mowa ciała", a konkretnie jej wykorzystywanie przez polityków. W czasach gdy polska polityka nie obrzydzała mnie tak bardzo jak dziś, nie opuszczałam żadnych telewizyjnych debat, ani innych programów z udziałem wielkich i mniejszych naszego kraju. Konkretnie to fascynowały mnie ich handlowe umiejętności, z jaka łatwością, czasem trudnością wykorzystywali posiadaną wiedzę z dziedziny psychologii do panowania nad masą społeczną, do wciskania im przeróżnych głupot, korzystając z podstawowych praw natury. Dziś pod tym kątem obserwuje głównie reklamy i sloganowe hasełka, które faktycznie nic nie znaczą, są czasem bezsensu, a dla mas głoszą prawdy życiowe. Przez długie lata zastanawiałam się czy warto zagłębiać się tak bardzo w ten temat. Wiedza taka jest dość niebezpieczna dla człowieka z nadwrażliwością. Może okazać się bowiem, że otaczają nas pseudo przyjaciele, którzy klepiąc nas po ramieniu czekają aż podwinie nam się noga. Czy taka wiedza nas uszczęśliwi?? Na pewno zwiększy nasze możliwości.
Gdy pracowałam jako przedstawiciel Citibanku wielokrotnie wykorzystywałam znajomość podstawowych zasad rozumienia zachowań niewerbalnych. Dawało mi to efekty w postaci wysokich zarobków. W życiu prywatnym nigdy nie starałam się panować nad swoimi gestami ani też interpretować ich u bliskich. Od dziś to zmienię. Myślę ze wieku 30 lat potrafię już wykorzystać taką wiedzę aby zrozumieć bardziej siebie i otoczenie, a także poprawić relacje z ludźmi.Fascynuje mnie fakt nieświadomości swojego ciała przez większość społeczna, a przecież 55 procent przekazu zbudowana jest z zachowań niewerbalnych, 38 z dźwiękowych a tylko 7 procent to słowa. No ale przecież jesteśmy tylko zwierzakami, troszkę bardziej bystrymi od małpek. Myślę że każdy człowiek, który uczony jest zachowania przy stole, w kinie, kościele, znajomości języków obcych, powinien posiadać choć podstawową wiedzę z dziedziny "mowy ciała", co uniemożliwiło by innym wykradania jego sekretnych myśli, i jemu samemu też dałoby większe możliwości. No tak.... ale komu miałoby na takim świadomym społeczeństwie zależeć, bo przecież nie politykom. Hehe.

piątek, 25 lipca 2008

Stróże naszego wspólnego dobra narodowego, czyli US



Dzisiaj odwiedziliśmy z moim lubym Urząd Skarbowy.
Tydzień temu otrzymaliśmy pisemne wezwanie w celu złożenia wyjaśnień. No cóż, najpierw ogarnęła mnie trwoga, wiele razy podczas mojego życia słyszałam opinie, że jeśli ktoś otrzymuje telefon lub list z tej naszej strażnicy finansowej to już na wstępie powinien otwierać portfel i psychicznie zaczać przygotowywać się do uszczuplenia zawartości swojej kieszeni. Przecież jeśli taki urzędnik, jeden czy drugi, zajął się naszą sprawa osobiście, ktoś musi za to zapłacić...tylko kto?? Zaraz potem pomyślałam, że przecież w życiu nic nie ukradliśmy, żadnych "lewych" interesów, w rezultacie wogóle nie prowadzimy interesów, na dom mamy hipotekę, wszystkie dochody udokumentowane i rozliczone w corocznych pitach. Ja głupia, pomyślałam że nie mamy się czego obawiać. Przecież wielcy tego Świata, niepracujący z wielkim kapitałem i pewnie ich scigają takie służby, a nie nas małych szaraczków.

Przed samą wizyta na ustach naszych widniały uśmieszki, spoko, jesteśmy przecież czyści jak łzy. Do pokoju na drugim piętrze, bo tam byliśmy umówieni, prowadziły drzwi, które otwierali strażnicy po okazaniu wezwania. Boże, pomyślałam, co oni tu takiego trzymają, chyba nic wartościowego. Teraz już wiem, coś bardzo cennego, otóż informacje, kartoteki zarówno zwykłych szaraczków jak i wielkich magnatów finansowych. Bardzo miła pani zapewniła nas że to procedura standardowa i spytała o źródła finansowania naszego domu, po naszym wyjaśnieniu, pytała dalej, o wcześniejsze mieszkania, samochody.....wiedziała dosłownie wszystko. Spoglądała za swych okularów, przeglądając kartki naszej teczki. Pomyślałam że mogłam ubrać się skromniej, może nie czesać, a zamiast okularów słonecznych na nos wsadzić szkiełka naszego wychowanka. Wtedy pani lepiej by się czuła i nie dopatrywała się rzeczy których nie ma. Ale dlaczego, dlaczego??? Ja nic nie zrobiłam, dlaczego się boję?? Dziwne. Podczas całej rozmowy zapewniała, że oni, czyli urzędnicy mogą tylko pytać i nie mają wglądu w informacje np bankowe. Kurcze, tak się zastanawiam, skoro tak to po co możnym tego kraju konta w finansowych eldoradach. Potem pani uświadamiała nas jak ważna sprawą jest płacenie podatków, bo przecież chcemy mieć wszystko za darmo, szkoły, służbę zdrowia itp. A ja pytam, gdzie jest za darmo??? Gdyby nie mój strach, myślę że uzasadniony, przed złośliwoscią urzędniczej duszy, to obliczyłabym jej ile podatków rocznie oddajemy na te darmowe usługi, a co otrzymujemy w zamian , no i ile musimy dopłacić bezpośrednio do kieszeni nas obsługujących, by nie stracić zdrowia, zębów, no i dobrze się nauczyć np języków obcych. Ale się zdenerwowałam!!! Cóż mi pozostaje, nerwowo wystukiwać na klawiaturze swoje frustracje, no i głosować w wyborach, liczyć na cud, że jaśniejsza mniejszość społeczna przekona masy do zmian, a wybrani przestana się bać.
Już sam fakt, ze US jest naszym wrogiem, wrogiem który chce nas ograbić, zamiast pilnować interesów jest jakąś paranoją. Że uczciwy człowiek musi się bać słów urzędniczki, jej kompleksów, bo podobno jej nie byłoby stać na dom. No współczuje....to żart oczywiście. Niech pracuje jak ja i mój maż po 20 godzin dziennie, to może jej sytuacja finansowa się poprawi. Kurcze, ale jestem okropna, brr. Zresztą, przecież co nas powinno obchodzić jej stać czy nie stać. Zobaczymy jak sprawa się skończy. Wychodząc, mimo iż nie posiadamy ani jednej nieopodatkowanej złotówki, nie uśmiechaliśmy się już do siebie, wręcz przeciwnie, byliśmy zszokowani
.

wtorek, 22 lipca 2008

Zachód nad ulicą Wiejską.

Wczoraj wieczorem, przed aerobikiem, na niebie zauważyłam piękny obraz, który rysował się tuż przede mną. Nie mogłam się powstrzymać, dopadłam aparat i rowerem popędziłam na wzniesienie mojej ulicy. Niestety, obraz się już zmienił, a to co z niego zostało próbowałam uchwycić, jest to zaledwie mały fragmencik z pierwotnego dzieła. Muszę nosić ze sobą aparat. Poproszę dziś babcię by zrobiła mi torebeczkę na szydełku, bo pokrowiec z aparatem noszony stale mógłby wywołać sensacje w mojej wsi....ale takie uroki mieszkania bliżej natury.

niedziela, 20 lipca 2008

Otacza mnie piękno.


Postanowiłam zwiedzić z dziećmi okolice, a na pewno zorganizować wyprawę rowerowa ze starszakami, jakieś 20 km nie powinno stanowić dla nich problemu, tak mamy już plan. Szlak zielony, bo nim jechaliśmy, prowadzi kolo pięciu, tyle naliczyłam, stawów. Cześć z nich to stawy hodowlane, natomiast pozostałe uznawane przez tubylców za państwowe....czyli nasze wspólne dobro. Jeśli wspólne to wiadomo, każdy działa po swojemu, ja i moje psy raczyliśmy się kapielą...wow, ale było cudownie, można powiedzieć anielsko, taka swoista niedzielna modlitwa wdzieczności za to dobra natury.

Kurcze za dużo zdjęć, ale nie mogłam się jakoś opanować, świat jest taki piękny, a ja chce jak najwięcej kadrów zachować w pamięci. Uwielbiam ż, tylko szkoda ze nie mogę tym zarażac, może gdyby to udzielało się np przez krew lub powietrze mogłabym komuś pomóc, temu kto tej pomocy potrzebuje...szkoda ze nie potrafię. Wybrałam się z pieskami i z dziećmi na szlak rowerowy, na jego wstępne wybadanie, samochodzikiem. Boże, w jakim pięknym miejscu przyszło mi mieszkać. Szlak rowerowy, z oznaczeniami, granitowym miałem pod stopami, czysto, pięknie. Ile tracą ludzie, którzy nigdy tu nie byli, a mieszkają tak bliziutko. To właśnie dlatego tu przybyliśmy, na Śląsku pieniądze na dobre płace i min na realizację takich cudownych pomyslów , jak budowa szlaków rowerowych. Jestem dumna z naszego Śląska, z władz i tego kraju, który zmienia się dosłownie codziennie, na naszych oczach.



środa, 16 lipca 2008

Rodzinny skalniak, 20 lat.














Budowa tego skalniaka to jedno z najlepszych moich wspomnień z dzieciństwa. Budowaliśmy go w czwórke, rodzice i my z bratem. Było na prawdę fantastycznie. Po latach stosuje to w mojej rodzinie. Chyba wszyscy lubimy wspólnie sobie popracować, a gdy dzieło jest gotowe glilujemy kiełbaski.
Opisywany skalniak ma wodospad, piec pięterek i zbiornik na dole. Gdy robiłam to zdjęcie, niestety, brakło prądu......beee.

















Ten piękny płot, a raczej parawan zbudował mój brat. Chroni nas przed wścibskimi oczami sąsiadów. Choć na ich nadmiar w tamtym miejscu nie można narzekać, na całej ulicy mieszka może 10 rodzin, to parawan daje mi wolność, swobodę i dobre samopoczucie...Wydało się, kurcze: nie jestem towarzyska, lubię mieć spokój i psich kompanów wokół siebie. Nie uczestniczę w weselach, sylwestrowych zabawach i innych zbiorowych bibach, szczególnie zakrapinych. Mój mąż przy mnie jest dzikusem, bo on wogóle nie przepada za ludźmi, a swoje kontakty ogranicza do GG. Bogu dzieki, że tak sie dobralismy, i żadne z nas nie musi sie poświecac dla drugiego.


wtorek, 15 lipca 2008

Stawik na Krawcach

To stawik na naszym podwórku. Zasilany jest naturalnymi źródełkami, dokładnie trzema. Kiedy 20 lat temu przyjechała koparka, aby go wykopać, wszyscy bardzo się zdziwili....dziura w ziemi w błyskawicznym tempie sama wypełniła się woda. Miesiąc później obudziła nas wrzeszcząca czapla która bardzo polubiła smak naszych rybek. Tutaj łowiłam pierwsze okazy do moich psełdo badań. Kroiłam malutkie owady i oglądałam przez mini mikroskop. W czasach studenckich przeprowadzałam badania z kółka ekologicznego np oczyszczanie zbiorników wodnych metodami naturalnymi, wpływ wierzby i rzęsy wodnej na zanieczyszczenia oraz wpływ lasera na przyrost wierzby....Ale miałam pozytywną jazdę. Chyba się nigdy nie nudziłam, i do dziś tak zostało.

Mój brat też kocha ptaki...

Na modrzewiach, jesionach i sosnach mój braciszek umieścił budki dla ptaków, których jest tam cale mnóstwo. Jura, bo o niej jest mowa, to teren słabo zniszczony, z bogactwem fauny i flory. Łza kręci mi się w oku jak sobie przypominam sarny, bażanty i zające na placu....biegały sobie. Okna myło się tam raz na 6 miesięcy i woda po tym myciu była czysta....a tutaj.....Boże, żółte deszcze, sąsiedzi pala w piecach śmieciami, ciemnogród. Ale będę walczyć, o to, aby moje dzieci i ich dzieci miały czym oddychać. Całkowity brak świadomości i ignorancja, a potem to gadanie, np kiedyś to nie było takich chorób.....cholera, ciekawe dlaczego. Rozpoczynam wiec moją walkę z wiatrakami.
Szkoda ze nie ma u nas ptaków. Kupiłam budkę, ale jest pusta, nawet nasion trawy nie miał kto wyjeść. I pomyśleć ze na Krawcach jastrząb żyje sobie na orzechu włoskim, jak gdyby nigdy nic.


Ogród na Krawcach

Te drzewa i krzewy sadziliśmy razem, jak ten czas płynie. Są nie do poznania, urosły....Tylko kiedy?? Nie wiem. Zycie to kilka kadrów w aparacie...taka migawka. Postanowiłam, ze będę chwytać każdą jego sekundę, każdy oddech będzie pełny, jakby miał być tym ostatnim. Kocham życie, uwielbiam, upajam się nim....Narkotyki, alkohol, papierosy....szkoda czasu, bo chwile uciekają, i gdy się ockniemy będzie już po wszystkim.




Sosna zółta i jej gigantyczne igły. To sezon szyszkowy, w przyszłym tygodniu rozpoczynam produkcje syropków na kaszel.


Kiedy pojadę tam w przyszłym tygodniu, poleję runo pod sosnami grzybnią w płynie. Jesienią, jeśli reklama nie kłamie, powinniśmy zbierać już kozaki, rydze i prawdziwki. Bo to co moja rodzina kocha jeść, to bez wątpienia grzyby i śledzie.


Ta odmiana winogron, nie wiem jak się nazywa, nie ma może wielkich, pięknych owoców, ale jest wyjątkowo słodka, jak na polskie warunki.


We wrześniu pojadę do mamy na zbiór winogron, zrobię z nich pyszne syropy na zimę.