piątek, 12 grudnia 2008

W mojej pracy zawodowej bardzo często rozmawiam z różnymi psychologami, terapeutami. Kiedyś bardzo przeceniałam tych specjalistów. Wydawało mi się, że jeśli ktoś zostaje terapeutą to dlatego, że chce pomagać ludziom, sam jest stabilny psychicznie, ma szeroką wiedzę i dystans do świata. Kolejny raz okazało się w moim życiu, jak bardzo przeceniam wykształcenie. Już na studiach mieszkałam ze studentką psychologii UJ, wcześniej studiowała filozofię, ale po detoksie zmieniła kierunek. Na dyplomie ma ocenę bardzo dobrą, za sobą różnorakie doświadczenia, leczenie, uzależnienie, prostytuowanie, kłopoty z osobowością....Jednym słowem zna problemy swoich dzisiejszych pacjentów nie tylko z teorii:-)).
Dzisiaj mam za sobą doświadczenia z kilkunastoma specjalistami, głównie na kursach i indywidualnych rozmowach o wychowankach, a także trzech biegłych sądowych. Mój idealny terapeuta, z którym miałam styczność, to kobieta z wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi po nadużyciach. Neutralna w odbiorze, bez negatywnego nastawienia do świata i ludzi. Nie ocenia, nie nakazuje, nawet nie sugeruje gotowych rozwiązań. Swoje myśli i spostrzeżenia przemyca w przykładach z życia, jednocześnie nie oceniając ich. Według mnie nie ma rzeczy oczywistych, wszystko co dotyczy życia ma wiele odcieni. Nawet nadużywających swe dzieci rodziców nie da się ocenić nie patrząc przez pryzmat ich często traumatycznej historii, której konsekwencją były te straszne i godne potępienia czyny. To właśnie ten terapeuta uświadomił mi że każdy z nas w "sprzyjających okolicznościach" mógłby zostać takim zwyrodnialcem. Pochodzimy od zwierząt, jesteśmy bardzo ich blisko, tylko nie każdy może to przyjąć, pogodzić się z tą myślą. Lepiej sądzić że ulepiono nas z żebra:-))), a nad nami czuwa i kieruje wielki, który bierze całą odpowiedzialność za nasze czyny. Rozumię to, słabe jednostki, muszą mieć winnego i kogoś do kogo będą mogły się zwrócić, gdy nic już nie zostanie, aby nie stracić nadziei:-))).