czwartek, 25 marca 2010

Potrzebni mniej ogólni specjaliści

Czy warto zwiększać liczbę godzin nauki w i tak przeciążonych już programowo szkołach?
Jestem za gruntowną reformą edukacji w Polsce. Nasze szkoły, moim zdaniem, są beznadziejne, programy nauczania przestarzałe, obszerne, mało konkretne („Uniwersytet Shanghai Jiao Tong opublikował ranking 500 najlepszych na świecie uczelni wyższych. Znalazły się w nim tylko dwie polskie uczelnie. Są to Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński. Oba swoje miejsca znalazły w czwartej setce”). Pamiętam z młodości zdanie, które dzisiaj wydaje mi się jeszcze bardziej głupie niż te kilkanaście lat temu: „Człowiek inteligentny musi umieć wypowiadać się na każdy temat: muzyczny, matematyczny, historyczny itd”. Co za beznadziejne twierdzenie. Wpychają nam potem sterty głupot do głowy, co prawda powoduje to przy okazji rozwój mózgu, ale czy aby na pewno jest on dobrze ukierunkowany?? Począwszy od tego że nie każdy ma ambicję zostać mgr, może np lubić układanie fryzur czy gotowanie, z sukcesem i zadowoleniem wykonywać wybrany zawód. Dlaczego musi się w swojej edukacyjnej ścieżce uczyć na pamięć budowy żaby, czy też pochodnych. Zaoszczędzony czas i energię mógłby przecież spożytkować na doskonalenie w swojej dziedzinie. A studia w Polsce, haha, jakie studia, kształcimy tzw „specjalistów” od wszystkiego i niczego. Ja np z bardzo dobrymi wynikami, stypendium he, inżynier... dobre, tylko po 8 latach nie pamiętam jak liczyło się całki, ( dziwny szlaczek za który dostałam kiedyś 5). Po studiach nie wiedziałam kim na prawdę jestem, jakiej pracy powinnam szukać, i na czym właściwie polega praca inż środ. Pamiętam opowieści mojego kolegi, który wyjechał na stypendium do Francji, oni na prawdę czegoś się tam uczyli. Nie jakiś bredni, dowodów matematycznych, fizycznych czy też innych, oni uczyli się w wielkich zakładach jak w przyszłości wykonywać swój zawód. Pamiętam jak mu zazdrościłam. Mam nadzieję że moje dzieci nie będą musiały nigdy chodzić do państwowych, darmowych, przestarzałych szkół. Nie muszą być magistrami, choć oczywiście byłoby to naszym marzeniem, ale najważniejsze by miały swoje pasje, i mogły robić to co będzie dawało im szczęście.

wtorek, 16 marca 2010

Wieczorne dylematy.

Ostatnio miewam dziwne dylematy moralne, dla niektórych pewnie wydawałyby się one niemoralne. Opiekuje się w tej chwili dziesięciorgiem dzieci, w tym dwojgiem niemowląt, a raczej niechodzących dzieci. Jedno z nich ma sześć miesięcy drugie dwa i pół roku. Łukasz - dwu i pół letni chłopiec z pourazowym porażeniem mózgowym, którego mama doprowadziła do obecnego stanu zdrowia, jest po dwóch operacjach mózgu. Widzi ale nie odbiera, ma uszkodzony płat czołowy i potyliczny, nie chodzi i chodzić raczej nie będzie, nie mówi, je tylko papki. Mieszka z nami przeszło rok, nawet nas nie rozpoznaje, sprawia wrażenie jakby mu było wszystko jedno, gdzie z kim przebywa. Według badań przeprowadzonych przez Fundacje Świętego Mikołaja w 2009 roku, w Polsce brakuje 5000 rodzin zastępczych. Mamy ogólnokrajowy kryzys rodzicielstwa zastępczego. PCPR w naszym mieście od roku ma zamieszczone na swojej stronie ogłoszenie, bezowocnie poszukuje kandydatów do prowadzenia pogotowia opiekuńczego. Miejscowy Dom Dziecka przekształcony jest na Dom Matki z Dzieckiem i nie spełnia warunków do zamieszkania w nim małych dzieci, pozbawionych opieki. W obecnej sytuacji, przy braku innych możliwości, wielodzietne rodzeństwa wywożone są poza powiat. Taki stan ze względu na trudną sytuację finansową rodziców biologicznych uniemożliwia im kontakty z dziećmi, a tym samym zmniejsza szanse na ewentualne powroty do domów. Ostatnio miałam interwencję, odbierałam trójkę rodzeństwa: 5 lat, 7 lat i 6 miesięcy. Nie jestem pogotowiem, nie powinnam tego robić, jednak gdybym tak nie postąpiła cała trójka wyjechałaby do miejscowości oddalonej o 100 km, do Domu Dziecka. Z dużym prawdopodobieństwem dzieci mogłyby nabawić się choroby sierocej, co gorsze RADu, tym samym malutki dzidziuś nie umiałby w przyszłości stworzyć szczęśliwej rodziny, nawiązać pozytywnych relacji, więzi. Ich rodzice okazali się miłymi ludźmi z problemami i brakiem pewnych umiejętności jednak wielkim zapałem i chęciom do pracy nad sobą :-))). W ich przypadku wszystko jest do nadrobienia i uratowania. Rodzeństwo ma szczęście, będzie mogło wrócić do domu, to wymarzony prze zemnie finał tej historii, dziś bardzo realny. Stąd mój „dziwny” dylemat. Nie ma miejsc w rodzinach, u nas też. Czasami jedno miejsce zmienia tak dużo, ratuje komuś życie, daje szanse na szczęśliwą przyszłość. Ostatnio na rozprawie sądowej musiałam podjąć bardzo trudną decyzję, co zrobić z chorym dwulatkiem. Miał on decyzję pobytu w zakładzie opieki, w „klatce”, wśród dogorywających staruszków. Do naszego domu co tydzień przyjeżdża grupa specjalistów, terapeutów, aby z nim pracować. Oddanie go oznaczałoby koniec postępów w rozwoju, wyrok na dożywotni pobyt w łóżku za kratami. Straszne!!! Z drugiej jednak strony będzie on zawsze „społecznie niezaradny”, w dużym stopniu upośledzony. Możemy tylko troszkę go usprawnić no i sprawić by był szczęśliwy, ale czy na pewno?? Obserwując jego zachowanie wydaje się że jest on najszczęśliwszym człowiekiem jakiego znam, śmieje się do siebie, bez względu na okoliczności, żyje w swoim świecie. Czy mamy na to wpływ? I czy to że ostatecznie zostaje z nami, nie krzywdzi innych dzieci dla których brakło miejsca, a w przypadku których moglibyśmy zrobić tak wiele, wpłynąć na jakosc przyszłego pokolenia. A to tylko malutka część pytań które sobie zadaję zasypiając wieczorem.

czwartek, 18 lutego 2010

Od września rozpoczynam studia na UŚ - pedagogikę resocjalizacyjną, jedna z Fundacji mi za nie zapłaci, więc grzechem byłoby nie skorzystać, a to moja pasja i wykonywany zawód. Z uwagi na to, że po AGHu nie mam podstaw humanistycznych, czuję że powinnam zacząć od początku, i tak też zrobię. Chciałabym studiować równocześnie :-))) "Zarządzanie Funduszami Unii Europejskiej" - druga moja pasja, nieustannie piszę większe i mniejsze projekciki, dla siebie i dwóch Stowarzyszeń. Języki też, oczywiście, marzy mi się jakaś szkółka angielskiego, no i rosyjski, francuski, żeby nie stracić tego czego się uczyłam w przeszłości. Dwa razy w tygodniu gram w squasha i chodzę do sauny. Interesuje się muzyką, uczę się tańczyć salsę. Sztuka, środowisko, cały świat, ludzie mnie fascynują. I wciąż zastanawiam się tylko czy ja jestem "normalna"??? Czy może to jakaś choroba, i czy człowiek powinien się interesować tyloma rzeczami, jeżeli czegoś nie zgłębiam, czuję że coś tracę, a przecież mój czas na tej planecie jest ograniczony, (na niebo, piekło, drugie życie nie liczę:-)))))). Do czego to może doprowadzić??

piątek, 12 grudnia 2008

W mojej pracy zawodowej bardzo często rozmawiam z różnymi psychologami, terapeutami. Kiedyś bardzo przeceniałam tych specjalistów. Wydawało mi się, że jeśli ktoś zostaje terapeutą to dlatego, że chce pomagać ludziom, sam jest stabilny psychicznie, ma szeroką wiedzę i dystans do świata. Kolejny raz okazało się w moim życiu, jak bardzo przeceniam wykształcenie. Już na studiach mieszkałam ze studentką psychologii UJ, wcześniej studiowała filozofię, ale po detoksie zmieniła kierunek. Na dyplomie ma ocenę bardzo dobrą, za sobą różnorakie doświadczenia, leczenie, uzależnienie, prostytuowanie, kłopoty z osobowością....Jednym słowem zna problemy swoich dzisiejszych pacjentów nie tylko z teorii:-)).
Dzisiaj mam za sobą doświadczenia z kilkunastoma specjalistami, głównie na kursach i indywidualnych rozmowach o wychowankach, a także trzech biegłych sądowych. Mój idealny terapeuta, z którym miałam styczność, to kobieta z wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi po nadużyciach. Neutralna w odbiorze, bez negatywnego nastawienia do świata i ludzi. Nie ocenia, nie nakazuje, nawet nie sugeruje gotowych rozwiązań. Swoje myśli i spostrzeżenia przemyca w przykładach z życia, jednocześnie nie oceniając ich. Według mnie nie ma rzeczy oczywistych, wszystko co dotyczy życia ma wiele odcieni. Nawet nadużywających swe dzieci rodziców nie da się ocenić nie patrząc przez pryzmat ich często traumatycznej historii, której konsekwencją były te straszne i godne potępienia czyny. To właśnie ten terapeuta uświadomił mi że każdy z nas w "sprzyjających okolicznościach" mógłby zostać takim zwyrodnialcem. Pochodzimy od zwierząt, jesteśmy bardzo ich blisko, tylko nie każdy może to przyjąć, pogodzić się z tą myślą. Lepiej sądzić że ulepiono nas z żebra:-))), a nad nami czuwa i kieruje wielki, który bierze całą odpowiedzialność za nasze czyny. Rozumię to, słabe jednostki, muszą mieć winnego i kogoś do kogo będą mogły się zwrócić, gdy nic już nie zostanie, aby nie stracić nadziei:-))).

piątek, 7 listopada 2008

Publikowany cytat pozwoliłam sobie zaczerpnąć z jednej z wypowiedzi moich szacownych koleżanek biorących udział w dyskusji na Forum o FAS i Rodzinnej Opiece Zastępczej w której też biorę czynny udział.

"FAS czyli Fetal Alcohol Syndrome (alkoholowy zespół płodowy) może być jednym z czynników powodujących odrzucenie dziecka przez rodziców czy to biologicznych czy w rodzinnych formach zastępczych w tym adopcji. Jednym z czynników odrzucenia, ponieważ problem jest wiele bardziej złożony i zawsze należy rozpatrywać problem odrzucenia dziecka uwzględniając czynniki biologiczne ( choroby , uszkodzenie mózgu …), społeczne ( zaniedbania środowiskowe , materialne…),psychologiczne ( w tym choroby psychiczne, niemożność radzenia sobie z problemami depresja…) itp… jest płodowy zespół alkoholowy FAS. Alkoholowy zespół płodowy to inaczej mówiąc trwałe uszkodzenie centralnego układu nerwowego działaniem alkoholu na płód w okresie prenatalnym dziecka. Kobieta spożywała napoje alkoholowe w okresie ciąży. Często dochodzi do uszkodzenia płodu po przez spożycie alkoholu ( może to być nawet jedna lampka wina, ponieważ nie wiemy jaka jest bezpieczna dawka alkoholu spożywana w okresie ciąży) w okresie kiedy kobieta jeszcze nie wie, że jest w ciąży, a wiec problem nie dotyczy tylko kobiet i rodzin dysfunkcyjnych, patologicznych , ale każdego z nas. Dlaczego tak się dzieje. Dlatego ,że od momentu zapłodnienia mamy bardzo szyki rozwój komórek. Trudno to sobie wyobrazić, ale w momencie poczęcia wszystkie cechy człowieka zostają ściśle określone i od pierwszego podziału zapłodnionej komórki jajowej do końca życia ta sama informacja będzie przekazywana komórkom potomnym. Każda z nich będzie miała zarówno cechy gatunkowe jak i te charakterystyczne tylko dla jednostki. Cykl życia trwa od poczęcia do śmierci i jest jednością. Im wcześniejszy etap rozwoju, tym szybsze tempo przemian. W wyniku tych zmian powstaje nowy organizm o mózgu zbudowanym z 12 miliardów komórek, między którymi istnieją miliony ciągle zmieniających się połączeń. Rozwój dziecka przed urodzeniem jest procesem celowych zmian, które, zaprogramowane genetycznie, są również zależne od wpływów wewnętrznych i zewnętrznych na organizm matki. Pierwszy trymestr to okres najbardziej intensywnego rozwoju. Z zapłodnionej komórki jajowej powstaje nowa istota ludzka, która pod koniec trzeciego miesiąca przypomina wyglądem miniaturowego człowieka i ma wszystkie, funkcjonujące już, podstawowe narządy wewnętrzne. Tempo tworzenia się komórek nerwowych jest imponujące: kilka tysięcy nowych neuronów przybywa co minutę w drugim, a co sekundę w trzecim miesiącu życia. Następuje ich przemieszczanie i różnicowanie. Dla matki jedyną oznaką istnienia dziecka są na tym etapie zmiany w jej samopoczuciu fizycznym i psychicznym. Te najwcześniejsze sygnały płynące od dziecka są nazywane dolegliwościami pierwszego okresu ciąży. Matka skupia się bardziej na sobie i na tym, że rozpoczął się dla niej stan zwany ciążą, niż na rozwijającym się dziecku. W czasie pierwszego miesiąca powstają zawiązki poszczególnych układów. Już trzynastego dnia tworzą się zawiązki układu nerwowego, a dziewiętnastego dnia powstaje cewa nerwowa złożona z pierwotnych neuronów, z której rozwinie się rdzeń kręgowy i nerwy obwodowe. W tym czasie tworzą się też oczy i dwudziestego ósmego dnia można rozpoznać soczewkę oka. Już dwudziestego pierwszego dnia rurkowate serce pompuje krew. Te pierwsze ruchy są wyrazem ogólnej zasady rozwojowej: nie ma struktury bez funkcji. Ruch zawiązków narządów doskonali ich strukturę, sam się doskonaląc. Jednocześnie tworzy się zamknięty system naczyń krwionośnych serca. Wtedy też powstają pierwsze komórki ośrodkowego układu nerwowego i 3 pierwotne pęcherzyki mózgowe oraz zaczątki 33 kręgów. W czwartym tygodniu pojawiają się zawiązki nerek, wątroby, trzustki, pęcherzyka żółciowego, żołądka, jelit, płuc, tarczycy, kończyn, oczu, uszu i nosa, otworu ustnego oraz zaczątki 40 par mięśni położonych wzdłuż osi ciała. Komórki płciowe z woreczka żółciowego przenoszą się do grzebienia płciowego, gdzie powstaną z nich jajniki lub jądra. Pod koniec pierwszego miesiąca dziecko ma kształt ok. 4-milimetrowej laski, okolica głowy i mózgu jest wyraźnie zarysowana. Widzimy jak szybkie jest tępo rozwoju płodu – nie mnożę już w tym momencie mówić jak o komórkach , ale jak o istocie ludzkiej. Jak pisałam wyżej rozwój płodu zależy nie tylko od czynników wewnętrznych , ale i zewnętrznych. Alkohol powoduje więcej szkód i uszkodzeń niż narkotyki, papierosy. Powoduje obumieranie komórek , zaburzenia migracyjne ( jak widzimy wyżej wszystkie komórki musza pasować do siebie jak puzzle danej układanki – wynika to z materiału genetycznego.). Alkohol powoduje ,że tak się nie dzieje. Skutkiem spożywania alkoholu w okresie prenatalnym jest FAS/FAE. FAS jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym. U noworodków z FAS zaraz po urodzeniu są widoczne skutki działania alkoholu . Noworodki maja kłopoty ze snem i czuwaniem a więc ich cykl naprzemiennego cyklu snu i czuwania jest zaburzony. Zewnętrzne objawy FAS to między innymi zmarszczka natkana, opadanie powieki, małoocze i zez. Często mają nieprawidłowy zapis EEG , mają słabo rozwinięty odruch ssania oraz inne odruchy. Występują u noworodków częste trudności adaptacyjne, które świadczą o dysfunkcji ośrodkowego układu nerwowego. Często miewają wydłużony czas reakcji na bodźce. Uszkodzona jest nie tylko struktura , ale i funkcje mózgu ( niedorozwój lub brak ciała modzelowatego, spoidło wielkie, płaty czołowe, hipokamp, móżdżek, jadra podkorowe, alkohol hamuje procesy powstawania, migracji, i różnicowania neuronów astrocytów). Dzieci z FAS maja trudności z przyswajaniem i przetwarzaniem, zapamiętywaniem informacji, rozwiązywaniem i właściwą oceną problemów, kłopoty z mową i koncentracją uwagi, planowaniem, nie kojarzą faktów. Żyją „ tu i teraz „, ponieważ nie istnieje dla nich jutro, poczucie czasu czy zmiany klimatyczne, wiąże się to z zaburzonymi i uszkodzonymi receptorami czucia. Działają impulsywnie, nie znają wartości pieniędzy . Spożywanie nawet niewielkiej ilości alkoholu w okresie ciąży może być przyczyna wad serca ( ubytki przegród komorowych i przedsionkowych) oraz uszkodzić wątrobę, jelito cienkie. Drastycznymi następstwami działania alkoholu na płód może być nagły zgon , poród przedwczesny, poronienie samoistne. Mniej drastyczne następstwa zostały zaliczone do FAS i FAE. Zespół FAE występuje znacznie częściej lecz jest mniej rozpoznawalny, ponieważ dotyczy głównie zaburzeń psychicznych, nieprawidłowości w rozwoju neurologicznym, zaburzenia czynności poznawczych i zachowania bez charakterystycznych dysfmorfii twarzy i wad wrodzonych. Alkoholowy Zespół Płodowy obciąża emocjonalnie i społecznie matkę dziecka, która albo nie wiem co dzieje się z jej dzieckiem ( dziecko nie chce pić mleka, jest nerwowe płacze …) , albo żyje w ogromnym poczuciu winy. Często matka ( rodzic zastępczy, adopcyjny…) przeżywa poczucie wypalenia i bezradności wynikającej z nieskuteczności stosowanych wobec dzieci metod wychowawczych. Ma to oczywiście ogromny wpływ na całą rodzinę. To wszystko prowadzi do depresji, dysfunkcji, patologii i w konsekwencji do odrzucenia dziecka. Bardzo ważne jest zrozumienie problemu i objecie wsparciem i pomocą rodziny. Ogromna role odgrywa pielęgniarka położna, która powinna być bardziej dociekliwa i wnikliwa dlaczego dziecko np. nie chce ssać, dlaczego dziecko ma problemy ze snem itp… Kolejna bardzo ważna rzecz – FAS jest trwałym uszkodzeniem mózgu – 100 % abstynencja daje pewność ,że dziecko urodzi się zdrowe bez ekspozycji alkoholu na płód w okresie prenatalnym. Apel: planujesz zajść w ciążę, istnieje prawdopodobieństwo ,że jesteś w ciąży, jesteś w ciąży nie pij!!! Widzisz ciężarną pijącą zareaguj!!! Dostrzeżesz problem, nie potępiaj, nie oceniaj nie krytykuj – otocz należytym wsparciem i pomocą !!!"
Problem leży w braku edukacji wśród młodzieży, kobiet, lekarzy, ogólnie całego społeczeństwa. Jak walczyć z tymi brakami...nie wiem. Pamiętam że jak byłam w ciąży jeden z członków mojej rodziny proponował mi "setkę" na ból zęba, tłumacząc że tabletka zaszkodzi, a alkohol nie , dzidziuś tylko będzie spokojniejszy :-((. Jak radzić sobie z ignorancją samych lekarzy, którzy przed porodem proponują spożyć kieliszek czerwonego wina na rozluźnienie mięśni.
Gdy moje znajome z Fundacji "Dom" chciały edukować młode dziewczyny w gimnazjum i informować o szkodliwym wpływie alkoholu na płód napotkały niezrozumiały opór, a nawet protest. Ale jak mamy się dziwić tym młodym dziewczynom, skoro środowiska feministyczne abstynencje w czasie ciąży uważają za odbieranie im wolności obywatelskiej. Ja pytam: "A gdzie wolność tego dziecka, które będzie kaleką do końca życia?" Sama wychowuję troje takich dzieci i wiem, widzę codziennie, jaką krzywdę wyrządziła im mama. Nigdy nie będą w pełni samodzielne, i to jej wybory to spowodowały.


Sama zastanawiam się, czy za takie świadome działanie na szkodę własnego dziecka nie powinno być kary?? Czy prawo nie powinno uwzględniać tago w swoim kodeksie??
Obiecałam sobie, że o problemach zawodowych nie będę tu pisać, ale myślę że trzeba o tym mówić, pisać i głosić ile tylko się da.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Godnie odejść- marzenie.

Dzisiaj byłam uśpić mojego czteromiesięcznego, chorego na porażenie mózgowe kota. Podobno, tak twierdzi vet, porażenie nastąpiło wskutek niedotlenienia mózgu powstałego podczas przedłużającego się porodu naszej kotki. Jego skutki były nieuchronne i przy moich 2 psiakach prowadziły do tragicznej śmierci kici. Kotek najpierw dostał "głupiego jasia", później dosercowy zastrzyk z trucizną. Spał smaczniutko, a jego małe serduszko przestało bić. Straszne ale cudowne zarazem. Był chory, cierpiał coraz bardziej....
Tak sobie myślę, dlaczego my jako istoty wyższego rzędu nie mamy takiego wyboru. Świadomi, wykształceni nie możemy zdecydować o własnym losie. Gdy czasem wiemy ze śmierć nadchodzi nieubłaganie, zanim przyjdzie musimy przebrnąć przez nieludzkie męczarnie. Czy to czyni nas bardziej człowiekiem??? Mam ogromne wątpliwości. Owszem, cierpienie jest nierozerwalną częścią naszego jestestwa, i wtedy gdy jest jakaś nadzieja na "inne jutro" ma ono jakiś sens. A co gdy nie ma tej nadziei??

Ja jako liberalna dusza nie mogę się pogodzić z tym, że czyjeś przekonania, wiara, polityczne względy odbierają mi prawo wyboru. I choć uwielbiam życie i jego przeciwności nie rozumie dlaczego, kiedy nadejdzie kiedyś taki moment, nie będę mogła odejść z godnością.

sobota, 9 sierpnia 2008

Samotna wizja przyszłości,

Dzisiaj zaczęłam się zastanawiać, czy to że czuje się wciąż młoda jest dla mnie korzystne. Mam trzydzieści lat i nie zauważyłam kiedy minęły mi ostatnie dziesięć. Wciąż chciałabym się ubierać i zachowywać, tańczyć w deszczu, chodzić boso, jak dwudziestolatka i jedynie obawa przed szyderstwem otoczenia i samokrytyka mnie zatrzymuje. Na pewno towarzystwo wielu trzydziestolatek, bez pasji, zaangażowania w cokolwiek, tłuściutkich mamuś, z tipsami i wiecznymi pretensjami do całego świata, nie odpowiada mi....nudzę się, brak nam wspólnych tematów. Czy to źle?? Zaczęłam mieć ostatnio wątpliwości. Jeżdżę na rolkach , rowerze, ćwiczę aerobik, otaczają mnie sami młodzi ludzie, i nie wynika to z mojego wyboru. Paniusie źle się czują w moim towarzystwie, a ja w ich. Cięgla paplanina o fizyczności, zbędnych kilogramach i ciuchach nudzi mnie niestety. Niestety, bo otaczając się młodymi ludźmi narażam się na szyderstwo i śmieszność, zarówno starszego jak i młodszego pokolenia. Dziś mój młody przyjaciel powiedział, że stara będę dopiero po pięćdziesiątce. Niestety, chyba nie miał racji. Myślę że mając nawet siedemdziesiąt i więcej lat, podobnie jak mój ojciec,nie nauczę się narzekania i negatywnego postrzegania własnego jestestwa, taka już umrę. Wciąż będę szybciej się ruszać niż powinnam, więcej robić niż powinnam, mniej sypiać niż powinnam, bardziej kochać niż powinnam po tylu latach bycia ze sobą. To mój dar i przekleństwo zarazem. Dla starych za młoda a dla młodych żałosna, taki już mój los, moja karma.