Wczoraj wieczorem, przed aerobikiem, na niebie zauważyłam piękny obraz, który rysował się tuż przede mną. Nie mogłam się powstrzymać, dopadłam aparat i rowerem popędziłam na wzniesienie mojej ulicy. Niestety, obraz się już zmienił, a to co z niego zostało próbowałam uchwycić, jest to zaledwie mały fragmencik z pierwotnego dzieła. Muszę nosić ze sobą aparat. Poproszę dziś babcię by zrobiła mi torebeczkę na szydełku, bo pokrowiec z aparatem noszony stale mógłby wywołać sensacje w mojej wsi....ale takie są uroki mieszkania bliżej natury.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz